Na Zachodzie teoretycznie panuje obok Polaka-złodzieja stereotyp Polaka-pijaka. Czy zawiera on w sobie ziarno prawdy? A może coś znacznie więcej niż ziarno? Co powoduje, że niejednokrotnie obraz polskiego pracownika sezonowego wiąże się ze wstawionym „robolem”, który wychodzi z supermarketu ze skrzynką najtańszego piwa?
Stereotypy
Za chlebem do Niemiec czy Holandii rok rocznie wyjeżdżają tysiące Polaków – szczególnie zaś mieszkańcy Śląska. Z naszego regionu praktycznie każdy posiadacz „czerwonego paszportu” szuka dodatkowego zarobku w pracy sezonowej w wyżej rozwiniętych krajach Unii. Młodzież poświęca na to sporą część swych wakacji, osoby starsze urlopy. Zjawisko jest znane każdemu i wydaje się tu niepotrzebny szerszy komentarz.
Czy obok tego zjawiska ma miejsce także i inne? To znaczy zjawisko „nadużywania alkoholu”, jeżeli nie nazwiemy tego pijaństwem?
Są takie stereotypy – twierdzi 20 – letni Adam, który na Zachodzie pracował 4 razy – ale to przesada. Zdarzają się oczywiście prawdziwi menele, którzy zarobione pieniądze przeznaczają prawie w całości na alkohol. Oni przeważnie wykonują najgorsze prace… Znam jeden przypadek: facet przez 2 tygodnie nie wychodził z mieszkania, cały czas pił. Zdarzają się tacy. Później tłumaczą się, że okradziono ich lub nie wypłacono pensji… Tego typu jednostki zna też Henryk pracujący sezonowo w Niemczech już 14 razy: Są tacy ludzie, którym na niczym nie zależy. Nie mają rodziny i mogą sobie na to pozwolić. Kilku takich poznałem. Tacy pracują tylko na siebie i piją.
To skrajne przypadki, jak podkreśla Adam. Trzeba wszystko robić z rozumem – mówi. Sam czasem nie piłem przez 3 dni, czasem wypiłem 3 piwa przez wieczór. Najczęściej właśnie bywało tak, że nadszedł wieczór i każdy się napił, ale były to raczej mniejsze ilości. Jeśli ktoś tutaj nie przesadza z alkoholem, to i tam nie będzie.
Adam twierdzi jednocześnie, że pijaństwo jest większym problemem u Niemców niż u Polaków: Pamiętam pewną sytuację, kiedy jeden pijany Niemiec wsadził drugiego na traktor i kazał mu jechać – a tamten nawet na oczy nie widział! Pamiętam też, jak o 9 rano spotkałem jeszcze totalnie pijanego Niemca, który właśnie szedł do pracy. Poza tym, oni piją w pracy. Najeżdżają na nas, a sami są gorsi. My podczas pracy nie możemy pić, im z kolei wolno.
Podobnego zdania jest Henryk: Pijanych pracowników do pracy nie dopuszczają. Podczas tygodnia picie jest ograniczone, dopiero w weekend się to zmienia.
Weekendowa balanga
Właśnie weekend jest według stereotypu i mitycznych wręcz opowiastek czasem tak zwanego „chlania”. Co na ten temat sądzą sami pracownicy sezonowi?
Jeżeli mieszkasz blisko centrów, to możesz zająć się czymś ciekawym – twierdzi Adam. Możesz zwiedzać czy choćby chodzić do klubów. Problem wolnego czasu jest rozwiązany. Jeżeli mieszkasz gdzieś na uboczu, to nie masz za wiele do roboty. Co robić? Piwo kosztuje tam niewiele, to ważne – 25 eurocentów, więc kupujesz zgrzewkę i wracasz do mieszkania. Otwierasz jedno, drugie, trzecie… i tak dalej. Co innego chcesz robić? Opinii tej wtóruje też Henryk: Jeżeli ktoś ma zajęcie, to nie ma czegoś takiego jak picie. Zależy jaka robota i gdzie mieszkasz… Jak nie masz gdzie iść i masz odpowiednie towarzystwo, to wtedy się pije. Nic innego nie zostaje.
Obraz Polaka wychodzącego w piątkowy wieczór z supermarketu z dość pokaźnym zapasem taniego piwa nie mija się z prawdą. Fakt, że piwo w Niemczech lub Holandii kosztuje niewiele w przeliczeniu na polskie realia determinuje wespół z brakiem innego zajęcia olbrzymią popularność takiego bezproduktywnego spędzania czasu. Przychodzi weekend i jeśli dana osoba nie ma nic innego do roboty, to siada wówczas z „towarzystwem” i pije. Sytuację tę nakreślają wcześniej cytowani rozmówcy. Nie zawsze przybiera to zastraszające rozmiary i nie zawsze zamienia się w hedonistyczną konsumpcję, lecz dla niektórych „porządne upicie się” stanowi wyznacznik wartości wieczoru.
Mój kolega wypijał 40 piw przez weekend – mówi Adam. To chwila wolności. Ludzie pracując tam, nie czują na sobie żadnego bata i robią, co chcą. Poprzez poczucie braku skrępowania pracownicy sezonowi – zwłaszcza ci młodsi, skłonni są do zachowań radykalnych. Spędzają przecież na Zachodzie lwią część swych wakacji i pragną się też bawić. Nie mając możliwości zrelaksowania w klubach lub na dyskotekach wybierają jedyną dostępną możliwość – picie. Można powiedzieć: „sportowe picie”. Dotyczy to szczególnie osób, dla których przeskok z życia w Polsce pod kontrolą rodziców w życie tam – ograniczone jedynie regulowanym czasem pracy, jest szczególnie wyraźny. 70% z ludzi, którzy tutaj są „święci”, tam zaczyna chlać – podkreśla Adam. Głównie dlatego, że po prostu mogą, że nikt ich nie kontroluje.
Oni obok osób starszych, ale nie posiadających rodziny i pracujących jedynie na siebie – jak wcześniej zauważa pan Henryk, budują obraz Polaka-pijaka. Nie każdy może sobie pozwolić na takie manewry- mówi weteran pracy sezonowej. Jeżeli człowiek chce coś osiągnąć, to musi zarabiać na dom, na rodzinę, na firmę… nie na chlanie! Coś takiego nie ma sensu – można się napić, ale z umiarem.
/dw/