Rolnicy z Markowic mają problem z właścicielami quadów i samochodów terenowych. Okazuje się, że pasjonaci sportów ekstremalnych wyścigi urządzają sobie na prywatnych ziemiach powodując przy tym spore straty.
Bernadeta Myśliwiec, która wraz z mężem w pobliżu markowickich obwałowań dzierżawi kilka hektarów ziemi, mówi, że z problemem walczą już od lat. – Notorycznie organizowane są tu wyścigi. Niszczą tutejsze łąki, niszczą nasze pola, uprawy – denerwuje się pani Bernadeta. Właściciele gruntów nagminnie zastają u siebie ślady ekstremalnych szaleństw: koleiny, czy nawet pozostałości po torach przeszkód. – Jesteśmy bezsilni. Przecież nie będę na nikogo polować. Miałabym kogoś złapać na gorącym uczynku? Przecież te pojazdy często nawet nie są oznakowane – twierdzi Myśliwiec.
Właścicielem jednej z tamtejszych działek jest także radny miejski Franciszek Mandrysz. – Problem jest poważny – przyznaje. Skarży się, że ścigacze niejednokrotnie zapuszczają się w głąb pól. – Bez skrupułów szarżują na środku pola. Ludzie tracą – tłumaczy Mandrysz. Uważa, że problem w ostatnim czasie się nasilił. – Społeczeństwo się bogaci, tego typu rozrywki stają się modne – twierdzi radny.
Okazuje się, że torem wyścigowym stają się nie tylko grunty rolne. Niszczone są także wały przeciwpowodziowe. – Zwracaliśmy się z problemem do ich administratora (Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych – przyp. RPI). Twierdzą, że w niektórych miejscach wały są na tyle uszkodzone, że w razie powodzi mogłoby dojść do przerwania – wyjaśnia radny.
Poruszanie się po wałach samochodem, motocyklem, quadem, czy nawet rowerem jest zabronione. Grozi za to grzywna do 500 zł, jeśli jednak spowodowano przy tym ich uszkodzenie, konsekwencje są poważniejsze. – Jedyne co możemy zrobić, to kontrolować tereny, reszta należy już do samych właścicieli – twierdzi zastępca komendanta straży Wiesław Buczyński.
Mieszkańcy deklarują, że nie chcą nikogo ścigać. – Moglibyśmy iść do sądu, ale trzeba wiedzieć z kim, a z tym już trudniej. Poza tym nie chcemy urządzać nagonki, ale problem po ludzku rozwiązać – przyznaje Bernadeta Myśliwiec. Zwraca uwagę, że tereny wykorzystywane są także przez kierowców, którzy jeżdżą tamtędy na skróty. – Szczególnie widoczne było to podczas remontu mostu. Gdy zacznie się modernizacja następnego, pewnie będziemy mieć powtórkę z rozrywki – martwi się Myśliwiec. – Zależy nam na zwróceniu na sprawę uwagi. Może do ludzi w końcu dotrze, że niszczona jest czyjaś własność, czyjś dorobek życia – dodaje kobieta.
/SaM/