Walę-tynki. I nie tylko. (felieton)

14 lutego – ileż to sprzeciwu budzi w nas to amerykańskie święto miłości! Czerwone serduszka, czerwone róże, czerwone wino – kojarzy się głównie z tandetą i tanią zachodnią komerchą. A mnie kojarzy się z coroczną refleksją nad współczesnymi wartościami.

Wielki sprzeciw wobec święta miłości obchodzonego na całym już chyba cywilizowanym świecie objawia się u nas, Polaków, na kilka sposobów. Polacy przeciwko okazywaniu miłości buntują się masowo. Przejawy buntu widać w wielu obszarach, związanych np. z wiekiem, mimo że wielu zdaje się nie zauważać w naszym kraju osób powyżej wieku tzw. produkcyjnego, z klasą społeczną, mimo że niektórzy chyba pozamykali oczy, uszy i nie wiem co jeszcze, byleby nie widzieć tego, że są wśród nas tacy, którzy na zimowe buty muszą oszczędzać już od lipca i w ich przypadku zima naprawdę potrafi zaskoczyć, i z kategorią wyznaniową, mimo że trzepiąca nami władza usilnie próbuje nam udowodnić, że słuszna religia jest jedna, a wierzyć można tylko w Boga. Cóż, na jej nieszczęście, niektórzy wierzą w Amerykę i jej święto zakochanych.

- reklama -

Nie pamiętam, ile to już razy słyszałam złośliwe komentarze na temat zakochanych planujących romantyczne randki z okazji walentynek. Nie zliczę niewybrednych żartów i ironicznych komentarzy, które mimowolnie docierały do mnie każdego roku od początku lutego. Większość moich znajomych to przeciwnicy walentynek, zagorzali wyznawcy miłości na co dzień, zwolennicy okazywania uczuć od poniedziałku do niedzieli, nie tylko od święta. I choć wiele mogę im zarzucić, to na pewno nie brak konsekwencji. Konsekwencji w bezpardonowym, bezkompromisowym i, czasem mam wrażenie, bezrefleksyjnym, okazywaniu uczuć.

Okazują więc swoje uczucia wobec osób starszych. Konsekwentnie, już od porannych godzin poniedziałkowych. Okazują zniecierpliwienie, kiedy to z przekąsem komentują kierowców po sześćdziesiątce, którym bezdyskusyjnie powinno się odebrać prawo jazdy, okazują poirytowanie, kiedy w autobusie starsza babuszka błagalnym wzrokiem patrzy na zajęte przez nich miejsce, okazują złość, kiedy staruszek wykłada swoje dwadzieścia produktów na taśmie w Auchan tempem, którym by z żółwiem przegrał i z takim namaszczeniem, jakbyśmy mieli nadal PRL. A ja lubię swoich znajomych, więc ze zrozumieniem kiwam głową, kiedy tłumaczą, że starsi ludzie nie mają już refleksu za kierownicą, nie chodzą do pracy, w autobusie mogą postać, bo jeżdżą za darmo, a zakupy mogliby robić wtedy, gdy normalni ludzie pracują.

No właśnie. Normalni ludzie. Oni też budzą wśród moich znajomych skrajne emocje. Emocje, które dochodzą do głosu szczególnie okrutnie, kiedy w okolicach środy w LIDL-u pojawiają się markowe buty w koszu z promocjami, a w Biedronce za grosze można kupić skórzane torebki polskiej marki. Och, ileż to prześmiewczych emocji budzą normalni ludzie wśród moich znajomych. – Niby to takie normalne, ale jednak wiesz, jechać na drugi koniec miasta i stać w kolejce po szynkę tańszą o złotówkę na kilogramie, to jednak trzeba być gorszego trochę sortu – mówią, nie pozostawiając suchej nitki na tych, którzy ustawiają się nie tylko po promocyjne produkty, ale i zasiłki, zapomogi czy 500+.

Są też ci, którzy zmuszają moich znajomych do okazywania innych uczuć – braku tolerancji, zrozumienia i akceptacji. To ci, którzy nie ustawiają się w kolejce po nic. Nie stają w niej nawet od święta, nawet po komunię. Nie rzucają się na promocje, nie rzucają jednak też na tacę. Są jakby poza społeczeństwem. Nie wychodzą za mąż, wychodzą za to na manifestacje, nie chodzą do kościoła, wychodzą jednak naprzeciw takim tematom jak gender, homoseksualizm, ustawa antyaborcyjna. Są oni moim znajomym szczególnie niewygodni, bo znacznie trudniej wyśmiać coś, czego się nie do końca rozumie. Na ogół jednak wystarczy kolejna kolejka, by wyzbyć się zahamowań i kontynuować okazywanie emocji. Te emocje słyszeć można szczególnie w weekendy, suto zakrapiane piątki i soboty sprzyjają okazywaniu szczerych uczuć.

I tak oto, niezależnie od pory roku, zamyka się tydzień z polskimi emocjami. Tydzień z życia Polaka, który nie chce okazywać uczuć tylko od święta. Wyznaje zasadę, że o swoich odczuciach powinno mówić się na co dzień. I tak sobie myślę, że jak mam wybierać między tymi codziennymi polskimi emocjami a walentynkami, to chyba zachodnie święto bardziej mi odpowiada. I może w Polsce szczególnie by się przydało wprowadzić je do kalendarza świąt obowiązkowych. Tylko może nazwę należy zmienić. Analizując upodobania moich znajomych, myślę, że Dzień W Którym Wali Cię Wszystko Dookoła, a Szczególnie Drugi Człowiek byłby dobrym dniem do celebrowania. Może wtedy, będąc wiecznie na przekór, zauważyliby coś więcej poza czubkiem własnego nosa. I na przekór durnemu świętu, staliby się raz w roku po prostu Człowiekiem. Człowiekiem, którego rodzice też kiedyś będą po sześćdziesiątce, dziecko może okazać się homoseksualne, a Ty sam możesz stracić pracę i mieć na obiad w restauracji jedynie od święta. I oby to nie było święto zakochanych. Oby nad talerzem świątecznego spaghetti nie przypomniało Ci o tym, jak w latach swojej świetności, zakochany byłeś jedynie w sobie.

Anna Burek

- reklama -

1 KOMENTARZ

KOMENTARZE

Proszę wpisać swój komentarz!
zapoznałem się z regulaminem
Proszę podać swoje imię tutaj