Polska gospodarka radzi sobie całkiem nieźle na tle innych europejskich krajów. Jesteśmy chwaleni za postępowość, dynamiczny rozwój i skuteczność. Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że za gospodarczym sukcesem Polski coraz rzadziej stoją Polacy.
Obecnie Polacy pozostający bez pracy stanowią rekordowo niski procent (8% społeczeństwa), sam raciborski PUP chwali się spadkiem poziomem bezrobocia, zasługującym na order. Taki wynik powinien być powodem do radości, jednak jak każdy medal – i ten ma swoje dwie strony. Według Głównego Urzędu Statystycznego w ubiegłym roku w Polsce nieobsadzonych pozostawało ponad 100 tysięcy stanowisk pracy. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców prognozuje, że w celu utrzymania dotychczasowego rozwoju gospodarczego kraju Polska w przeciągu kolejnych 20 lat potrzebować będzie dodatkowych 5 milionów pracowników. Jednak Polacy w ojczyźnie pracują niechętnie. Podstawowe prace fizyczne wolą wykonywać za granicą, za lepszą stawkę, nawet kosztem pozostawienia w Polsce rodziny czy widywania bliskich jedynie w weekendy. Wyjeżdżają więc tłumnie, dzierżąc w kieszeni dyplom zawodówki, a wracają rzadko, najczęściej drogimi samochodami na zachodnich już blachach.
Są też tacy, którzy opuszczać Polski nie chcą. Ci codziennie mijają sklepowe witryny naszego miasta pokryte niemalże bez wyjątku ogłoszeniami o wolnych wakatach – szukam piekarza, przyjmę sprzedawcę, dam pracę, zatrudnię, zapłacę, zamknę biznes, jeśli nie będzie miał kto robić – krzyczą odręcznie spisane afisze. Trudno jednak kogokolwiek złapać na litość i na marne 10 PLN za godzinę, kiedy wraz z obecnymi zasiłkami, zapomogami, dodatkami i innymi finansowymi gratyfikacjami za pozostawanie niezatrudnionym, bezradnym, zagubionym wyżyć można całkiem nieźle, a w dodatku na wiecznym urlopie. Ogłoszenia jednak, mimo obojętności krajan, nie pozostają bez odzewu. Telefony dzwonią. CV napływają. Pracownicy przybywają.
Przybywają tłumnie i ochoczo, całymi autokarami, najczęściej z Ukrainy. Według raportu Personnel Service, 54% ankietowanych ze wschodu przyjeżdża do nas ze względu na sąsiedztwo Polski z ojczyzną. Przybywają z nadzieją na lepsze życie, z chęcią na zasmakowanie zachodu, którym jest dla nich Polska. Blisko 70% badanych kusi stereotyp polskiej gościnności. Przybywają nie po to, by zabrać nam pracę, której nie chcemy, ale po to, by wspierać naszą gospodarkę. 90% pytanych wybiera Polskę na kraj migracji ze względu na stabilną sytuację gospodarczą naszego kraju. Przybywają z zakasanymi rękawami, skromnie spuszczonymi oczami, a Polska im w te oczy, jak sól w świeże rany, sypie piach.
Według raportu z 2018 roku przygotowanego przez Związek Ukraińców w Polsce, ukazujące się w Polsce facebookowe wpisy na temat przyjezdnych z Ukrainy to w 54% komentarze skrajnie negatywne (zaliczane do mowy nienawiści wypowiedzi wulgarne i obraźliwe), a ich autorzy pozostają bezkarni. W 2016 roku postępowań w sprawie przestępstw z nienawiści (regulowanych według zapisów Kodeksu Karnego) było 1631, a Prokuratura Krajowa umorzyła aż 76 proc. z nich. W tym samym roku cieszący się niemałym autorytetem dziennikarz Wojciech Cejrowski, na antenie Polskiego Radia nazwał Ukraińców „rzeźnikami i gwałcicielami”. Artykuł 257 Kodeksu Karnego mówi: Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Cejrowski do tej pory nie poniósł żadnej odpowiedzialności za przestępstwo, co więcej – krótko po jego popełnieniu, otrzymał propozycję wznowienia autorskiej audycji w Programie Trzecim Polskiego Radia. Przerażająca jest również skala niewerbalnej agresji – do ataków na Ukraińcach dochodziło m. in. w Łodzi, Rzeszowie, Wrocławiu, Olsztynie, Warszawie, Szczecinie, Poznaniu, Gdańsku, Lublinie, Częstochowie, ale i w sąsiedzkim Wodzisławiu Śląskim, gdzie w czerwcu ubiegłego roku 19-latka zadała kilkanaście ciosów nożem 20-latkowi z Ukrainy, podejmując próbę zabójstwa na oczach dwóch innych, obojętnych, mieszkańców miasta.
Mimo rosnącej w Polsce liczby Ukraińców, a wraz z nią – rosnącej skali przestępstw na tle narodowościowym przeciwko imigrantom – Polska jedynie zaciera ręce na myśl o nowych pracownikach (nie korzystających z polskiego systemu opieki społecznej, płacących w Polsce podatki), jednocześnie bagatelizując problemy integracyjne, z którymi wcześniej czy później przyjdzie się nam zmierzyć. Ubiegłego roku, według raportu Ministerstwa Pracy, polskie urzędy pracy przyznały pozwolenia na pracę blisko 250 tysiącom cudzoziemców oraz przyjęły blisko 2 miliony oświadczeń polskich pracodawców wykazujących zamiar powierzenia pracy ludności napływowej. Nieoficjalnie szacuje się, że w Polsce pracuje już ponad 1 milion Ukraińców, których zatrudnia około 10% polskich pracodawców. Dodatkowo pracownicy z Białorusi i Mołdawii, Turcji i Armenii, ale także z Indii, Nepalu, Chin i Wietnamu stanowią 15% cudzoziemców wykonujących pracę już nie tylko fizyczną, ale także coraz częściej jako inżynierowie czy menedżerowie. Co ciekawe, Polska jest europejskim liderem w wydawaniu wiz długoterminowych i zezwoleń na pobyt cudzoziemców z tzw. krajów trzecich. W 2016 roku wydaliśmy blisko 500 tysięcy zezwoleń, co stanowi 58% procent wszystkich dokumentów tego typu wydanych w całej Unii Europejskiej. Wniosek jest prosty – Polska z kraju emigracji coraz szybciej staje się znaczącym krajem imigracji.
Niestety, jednocześnie również krajem bez pomysłu na integrację przyjezdnych pracowników z polskim społeczeństwem. Brak inicjatyw na rzecz asymilacji Ukraińców można tłumaczyć podobieństwem kulturowym naszych narodów – nie różnimy się od siebie zbyt znacznie – nasza religia, język i tradycje są bardzo podobne i wywodzą się z tradycji tożsamych wartości. Z tego samego powodu z trudnością dajemy się przekonać, że Ukraińcami mimo wszystko należy się zająć, usprawniając administrację publiczną, zatrudniając pracowników mówiących w językach obcych, szkoląc ich w zakresie obsługi petenta o innym niż polski bagażu kulturowym. Społeczność imigrancka w Polsce nadal jest gettoizowana – spychana na margines i bagatelizowana, czego skutki mogą być wyłącznie fatalne. Upokarzana siła robocza z Ukrainy, nie mając wsparcia ze strony polskiego rządu, zacznie się samoorganizować według samodzielnie ustalonych sobie zasad pozostających w opozycji do polskich. Innym scenariuszem, równie czarnym co prawdopodobnym, będzie tłumny wyjazd ukraińskich pracowników dalej na zachód, szczególnie, że Niemcy już szykują specjalne ułatwienia dla pracowników z Ukrainy, a dużo wyższe niż polskie minimalne stawki wypłacają w euro, a nie złotówkach.
Wydaje się, że Polska jest o krok od zaprzepaszczenia szansy na stanie się częścią zachodniej – wielokulturowej, tolerancyjnej i rozwijającej się – Europy. Jeśli polski rząd nie da wkrótce Ukraińcom jasnego sygnału, że są u nas mile widziani i bezpieczni, pracownicy zza wschodniej granicy stąd wyjadą, kiedy tylko Niemcy otworzą dla nich rynek pracy. A my zostaniemy sami w naszej Polsce dla Polaków, z imigrantami z Indii czy Nepalu, których integracja, jeśli nie potrafimy poradzić sobie z minimalnymi różnicami między Polakami a Ukraińcami, będzie zupełnie ponad nasze siły.
Anna Burek
Obcokrajowcy w Powiatowych Urzędach Pracy
W 2017 roku w Powiatowym Urzędzie Pracy w Wodzisławiu Śląskim zarejestrowało się w sumie 5 cudzoziemców. Wśród nich były osoby z Ukrainy, Litwy, Niemiec, Słowacji i Turkmenistanu. Tylko do połowy 2018 roku, w wodzisławskim PUP zarejestrowało się również 5 obcokrajowców, z takich krajów jak Ukraina, Egipt, Turcja i Bułgaria.
Cudzoziemcy pozostawali zarejestrowani w urzędzie średnio od kilku dni (nawet 3 dni) do kilku miesięcy (maks. 7 miesięcy).
W Powiatowym Urzędzie Pracy w Raciborzu, zarówno w 2017, jak i 2018 roku, obcokrajowcy nie dokonywali rejestracji jako osoby bezrobotne ani poszukujące pracy. Pracodawcy natomiast byli zainteresowani rejestracją oświadczeń o powierzeniu wykonywania pracy cudzoziemcowi oraz wydaniem zezwolenia w ramach prac sezonowych. Dotyczyło to zarówno obywateli Ukrainy, jak i Białorusi.
W ustawie z dnia 20 kwietnia 2004r. o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, ustawodawca nie przewidział dodatkowego wsparcia dla obcokrajowców rejestrujących się w PUP. Cudzoziemcy posiadający status osoby bezrobotnej traktowani są tak samo, jak osoby bezrobotne posiadające obywatelstwo polskie. Ponieważ pracodawcy nie mogą dyskryminować kandydatów do pracy, w szczególności ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie lub orientację seksualną, zarówno cudzoziemcom, jak i obywatelom polskim, przedstawiane są tak samo propozycje pracy zgodne z posiadanymi kwalifikacjami oraz doświadczeniem zawodowym oraz inne formy pomocy będące w dyspozycji urzędu.
Fot. pixabay